Jest Wielkanocny poniedziałek, a ja zamiast świętować i odpoczywać, od rana rwałem się do tego, żeby usiąść przy komputerze i napisać kolejny, czwarty już rozdział Z Pamiętnika Młodego Hodowcy. Pewnie dla wielu z Was wyda się to dziwne, smutne, czy chore, że zamiast posiedzieć chociaż chwilę na “tyłku” i się zrelaksować, to znowu muszę czymś się zając. Nie wiem czy aż tak bardzo uległem psiej pasji, czy można to już nazwać pracoholizmem, ale za to wiem jedno – kiedy piszę ulatuje ze mnie cząstka emocji, które gromadzą się we mnie i buzują niczym tysiące bąbelków zamkniętych szczelnie w butelce szampana. Czy jest mi wesoło czy smutno, pragnę się z Wami tym wszystkim podzielić, i uwierzcie mi, że działa to na mnie jak aloes. Szczera spowiedź powoduje moje wewnętrzne kathirsis, które pcha mnie jeszcze bardziej do działania. Dziś nie będzie inaczej. Zapraszam Was na szczerą spowiedź pod tytułem Wierzę w przeznaczenie.
Chociaż nigdy nie byłem zbytnio przesądny, to potrafię zakląć w myślach jak czarny kot przebiegnie mi drogę. I pomimo, że nigdy nie dałem się wciągnąć w świat magii, przesądów i wróżenia z kart, to od dawna czuję, że naszym życiem rządzi przeznaczenie. Przeznaczenie, które mógłbym porównać do drogi. Drogą tą jedziemy przed siebie, ale to od nas zależy, czy zatrzymamy się na tej czy innej stacji po hot-doga, paliwo, czy zjedziemy w inną boczną drogę bo zachciało nam się “siku”. Każdy z tych przystanków niesie ze sobą nowe doświadczenia, pragnienia, ale tylko od nas samych zależy, czy będziemy jechać prostą autostradą do celu, czy skręcimy w pozoru “tańszą”, ale szutrową, wyboistą drogę z masą dziur i kolein. Dopiero po jakimś czasie wyjdzie na jaw, że zamiast oszczędzania na “bramkach” zostaje nam do wymiany całe zawieszenie naszego auta zwanego życiem. I tym razem było u mnie podobnie.
Z dnia na dzień czas odjazdu Atoma z Nadbużańskiej Doliny do Londynu zbliżał się nieuchronnie. Jak co wieczór zasiadałem do komputera, aby ustawić kolejne posty na stronach którymi zarządzam. Wprawdzie zazwyczaj nie mam czasu ani ochoty żyć wirtualnym życiem facebooka i przeglądać go godzinami, to tym razem kliknąłem odśwież na głównej tablicy mojego konta. Kliknięcie myszki, które trwało ułamek sekundy jak się okazało później odmieniło moje życie na kolejne lata.
Szybkie przeładowanie strony spowodowało, że na tablicy pojawił się on. Archibald z hodowli IvaKristo Team. O ile codziennie ogłoszeń miotów z wszystkich grup owczarkowych do jakich należę wyskakuje mi setki, to po raz pierwszy serce zabiło mi mocniej. Jeszcze nie znając pochodzenia rodziców, ani dziadków, pomyślałem, że nasze drogi właśnie się skrzyżowały. Chwila “kopania” w celu zasięgnięcia informacji i już byłem umówiony na telefon z hodowcą owczarków niemieckich długowłosych.
Z panią Iwoną z IvaKristo Team od razu złapaliśmy dobry kontakt. Szczera rozmowa telefoniczna pozwoliła mi podjąć decyzję w przeciągu chwili. Już następnego dnia zaliczka była wpłacona na konto. Umówiliśmy się, że jeśli coś stanie na przeszkodzie i nie odbiorę Archibalda, zaliczka przepadnie na karmę dla małego. Odbiór szczeniaka owczarka niemieckiego długowłosego umówiliśmy za kilkanaście dni, gdyż odległość, przygotowanie do wystaw i praca z innymi szczeniakami z mojego obecnego miotu nie pozwalały mi z dnia na dzień rzucić to wszystko i przejechać 500 km w celu odebrania małego owczarka niemieckiego.
Dzień za dniem mijał, a ja nadal nie dowierzałem że to zrobiłem. Jeszcze kilka dni wcześniej myślałem, że trochę odetchnę jak Atom pojedzie do Londynu, a tutaj taka niespodzianka. I jakkolwiek uwielbiam w swoim życiu spontaniczność, to nie w takich przypadkach. W momencie kiedy podejmujesz decyzję ukierunkowaną na nowego członka rodziny, musisz być 100% pewny, że znajdziesz czas, chęci i jeszcze trochę miłości w swoim sercu, aby podzielić je na wszystkie owczarki w hodowli…. Dziś czuję że była to właściwa decyzja, chociaż podjęta po chwili mocnych turbulencji w myślach.
Kiedy o decyzji poinformowałem znajomych, byli w kompletnym szoku. Chłopie, przecież Ty nawet nie masz czasu się wyspać porządnie mówili. Jednak z opinią jednego kolegi liczyłem się najbardziej. Sławek z hodowli z Alei Gwiazd często mi pomagał i doradzał w uczeniu się i zdobywaniu doświadczenia w każdym aspekcie związanym z hodowlą owczarków niemieckich długowłosych za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Jakiegokolwiek doświadczenia nie nabrałbym obcując z rasą owczarek niemiecki długowłosy na przestrzeni ostatnich 15 lat, to dopiero od momentu zarejestrowania hodowli i oddania się temu w pełni, widzę ile jeszcze pracy i nauki przede mną. Ale przecież każdy kiedyś zaczynał. Nieprawdaż? 🙂
Nie powiem, ale przez chwilę za namową kolegi zmieniłem decyzję odnośnie szczeniaka z hodowli IvaKristo Team. Myśląc o rozwoju hodowli postanowiłem pewnego dnia znów skontaktować się z panią Iwoną i swoją decyzję zmienić z Archibalda na Alis. Dlaczego suczka? Argumentując rozwój hodowli przekonano mnie na wybór suczki będzie lepszy, szczególnie w momencie kiedy tak szybko rozwijam swoją hodowlę… To był argument który zadziałał na wyobraźnię.
Nadszedł wyczekiwany dzień. Poranne słońce rozświetlało niebo już od samego ranka. I pomimo odległości jaka nas dzieliła to uśmiech nie schodził mi z buzi. Droga do Warszawy minęła dość szybko, chwila postoju w Pruszkowie i na mojej nawigacji wyświetlała się już trasa do Rudy Śląskiej. W czasie drogi która przebiegała dość sprawnie podekscytowanie mieszało się ze łzami. Przecież jeszcze wczoraj pożegnałem Atoma z Nadbużańskiej Doliny, który ruszył w swoją najdłuższą podróż (o tym przeczytacie tutaj).
Na miejsce dotarliśmy w okolicy południa. Słońce rozświetlało niebo tak mocno, że nawet nie zauważyłem smogu, o którym mówi się co chwila w wiadomościach. Kiedy tak mocno świeci słońce, zawsze powtarzam, że to pogoda dla bogaczy. Pogoda dzięki której czuję że mogę więcej. Dużo więcej!
Prawie nigdy nie mylę się co do ludzi. Dzięki mojej pracy z ludźmi, już po chwili umiem poznać jakim kto jest człowiekiem. Kiedy zostałem przywitany przez Panią Iwonę szczerym uśmiechem stwierdziłem, że trafił swój na swego. Miłość do zwierząt i pozytywna energia jeszcze bardziej powodowała moje zaniecierpliwienie, kiedy w końcu zobaczę moją Alis! Jeszcze kilka kroków i jesteśmy!
Przekroczenie przeze mnie furtki prowadzącej do hodowli zostało odebrane z zaciekawieniem wywołanym wśród piesków biegających po posesji. To co urzekło mnie już od wejścia, to dobrze zscojalizowane dorosłe psy i mama szczeniaków, która ani przez chwilę nie wykazywała jakiejkolwiek agresji. Dla mnie miłośnika zwierzaków pod każdą postacią jest to jedna z głównych cech do jakich przywiązuję uwagę.
Z pomiędzy krzaków obrastających podwórko po chwili wyłoniły się one. Małe puchate kulki, które z zaciekawieniem i ogromną chęcią zabawy przybiegły przywitać nowych gości. Pomimo, że sam jeszcze niedawno miałem dwunastkę małych owczarków niemieckich, to ten widok za każdym razem wywołuje u mnie te same emocje. Szczęście i ogromny banan na mojej twarzy można było zauważyć chyba z kilometra.
To jest Alis, a to Archibald, którego wcześniej rezerwowałeś. Te słowa wypowiedziane z ust Pani Iwony rozpętały prawdziwa burzę w mojej głowie. Burzę tak silną, że gdyby przenieść ją na życie codzienne, to bez problemu porównałbym ją do superkomórki tornada przechodzącego przez aleję Tornad w USA o skali dotąd nie odnotowanej. Z jednej strony suczka i rozwój hodowli, z drugiej on. Archi i jego wzrok, który mógłby złamać najbardziej skamieniałe czy zimne serce. I pomimo że mojego serca skamieniałym nazwać nie można, to chwila zastanowienia trwała około 15 sekund. Piętnaście sekund, które zmieniło moje życie i wywróciło wszystkie plany na nowo.
Od kiedy w 2004 roku odszedł mój tata, za każdym razem w trudnej chwili w moim życiu, czy na przełomie podejmowania decyzji, czuję wewnętrzny głos który mi podpowiada. Wielu z Was powie, że to ściema, stworzona na potrzeby tekstu blogowego, która pozwoli go “podrasować” i uczynić mistycznym. Ale od ponad 15 lat czuję swojego osobistego Anioła Stróża, który się mną opiekuje, i tym razem było tak samo. Przez to że wierzę w w coś co jest nam pisane po niespełna godzinie trzymałem już Archibalda na rękach. I już od pierwszego kontaktu poczułem ogromną więź i zaufanie jakim siebie obdarzyliśmy. Ale o tym opowiem Wam już jutro.
O naszej drodze powrotnej, odwiedzinach u znajomych na Śląsku i wybitnym pochodzeniu Archibalda z IvaKristo Team przeczytacie w kolejnej części pamiętnika młodego hodowcy pod tytułem – Wierzę w przeznaczenie część 2.