Nie bez kozery zacząłem od słów „Dziwny jest ten świat”, cytując tekst jednego z najwybitniejszych polskich artystów jakim był Czesław Niemen. Długo zastanawiałem się, czy poruszyć ten temat, ale to co dzieje się od kilku dni wokół mojej osoby, nie pozwala pozostawić sytuacji bez echa. I pomimo, że żyję w Nadbużańskiej Dolinie, to echo mojego wołania powraca ze zdwojoną siłą. Dlaczego drążę temat hejtu wśród hodowców? Po pierwsze, zawsze miałem charakter do tego, żeby powiedzieć co myślę. Odkąd pamiętam, nie wybierałem drogi którą szli wszyscy, tylko swój szlak obierałem po głębszym przeanalizowaniu sytuacji. Po drugie, nie godzę się na takie traktowanie innych w internecie, przez ludzi, którzy po pierwsze nic w swoim życiu nie osiągnęli, a w świecie mediów społecznościowych zgrywają sędziów, mędrców i wybitnych hodowców, którzy przynajmniej raz w swojej hodowlanej karierze na wystawie światowej zdobyli tytuł VA. Niestety, to tylko marzenia ściętej głowy. Zacznijmy więc od początku.
Żyjemy w świecie, gdzie każde odmienne zdanie niż zdanie tłumu, starannie próbuje się wyciszyć i spacyfikować, pomimo, że podobno mamy wolność słowa i poglądów. Serio? Kiedy zacząłem swoją przygodę z hodowlą z Nadbużańskiej Doliny i w sieci zaczęły pojawiać się moje hasła #hodowlainnanizwszystkie, #niedokojca, #niedohodowli, a moja hodowla rosła w medialną siłę, zacząłem nagle masowo otrzymywać zaproszenia od nieznajomych mi hodowców. Jeszcze wtedy nie rozumiałem tego, do jakiego świata pragnę dołączyć. Moja świadomość o hermetycznym i pełnym nienawiści świecie hodowców miała dopiero nadejść z biegiem czasu. Zaproszenia do znajomych, poklepywanie po plecach i obserwowanie profili niczym inwigilacja za czasów bezpieki, to norma, którą zacząłem zauważać po czasie. Jaki jest sens bycia wirtualnym znajomym, kiedy na wystawie, ktoś udaje, że Cię nie widzi? Czarę goryczy przelał fakt, że kiedy rok temu zachorował pies jednej z hodowczyń, bez namysłu odpaliłem live-a, gdzie wylicytowano zdobyte przez nas dwa medale z wystaw za kwotę 700 zł, które powędrowały na konto ratowania psa. Wiecie jaką otrzymałem wdzięczność? Nawet słowa dziękuję, a na wystawie Pani udała, że mnie nie widzi, odwracając w drugą stronę głowę. I wcale nie jest to wymuszanie podziękowań i pochlebstw, bo nigdy tego nie oczekiwałem pomagając innym. Chodzi o zwykły ludzki, szacunek.
Ale kulminacja niechcianej osoby w środowisku miała dopiero nadejść. Zawsze dzieliłem hodowców na tych którzy robią to z pasji i miłości do zwierząt, i na „handlarzy”, którzy potrafią sprzedać rocznego psa, „bo im nie rokuje wystawowo”. Na tych którym dobro zwierząt leży na sercu, i na tych, którzy swoje niepowodzenia życiowe i frustracje próbują nadrobić osiągnięciami w ringu. Na tych, którzy potrafią się dzielić wiedzą i doświadczeniem, i na tych, którzy wbiliby Ci nóż w plecy, tylko po to, abyś zrozumiał, że w świecie kynologii, nie ma miejsca na kolejne osoby, czyli konkurencję. Czy też na tych, którzy dochodem ze sprzedaży miotów potrafią wspomóc chociażby jednym workiem karmy schronisko, czy wrzucać zdjęcia z wakacji za tak „ciężko” zarobione pieniądze. I pomimo, że wiele rzeczy mi się nie podobało, nie poruszałem tych tematów dogłębnie. Wiecie dlaczego? Bo właśnie do tej pory szanowałem zdanie i podejście innych. Słowo klucz – szanowałem.
Wyobraźcie sobie jak wielkie zagrożenie musieli poczuć niektórzy, kiedy do hermetycznego świata wkracza człowiek, który ma swoje zdanie i kocha zwierzęta ponad wszystko, pomimo, że swoją przygodę z hodowlą dopiero zaczyna od początku. Czy kiedy zarzucano mi brak mi doświadczenia zaprzeczyłem? Nigdy. Sam fakt, że gdyby nie kilka przyjaznych osób, które są diamentami w tym dziwnym świecie hodowców, miałbym problem z odebraniem porodu, czy odchowaniem miotu, utwierdza mnie tylko, że to nie ja boję się prawdy, której wizja powoduje u niektórych szybsze kołatanie serca. Czy jeśli ktoś napisze, że wychowałem swój pierwszy miot w „obskurnym” garażu to będę to negował? Po raz kolejny nie, wiecie dlaczego? Bo nie ubarwiam rzeczywistości. O tym ubarwianiu jeszcze dzisiaj wspomnę. Obiecuję.
Skąd ten strach przed moją osobą? Czy ja kiedykolwiek pierwszy kogoś zaatakowałem? Czy to może strach, przed tym, że w końcu ktoś, kto nie boi się prawdy pokaże jak ten świat wygląda od środka? Dołączyłem do tego dziwnego i pełnego nienawiści świata ponad dwa lata temu, i już na samą myśl, że mam być porównywany z niektórymi „hodowcami” robi mi się niedobrze. A mam dopiero mleko pod nosem, i mam już dość. Czy to normalne? Odpowiedzcie sobie sami.
Niewygodny głos miłośnika zwierząt, i przeciwnika tych, którzy uczynili z hodowania psów rasowych biznes, zatrząsnął światem hodowlanym na tyle, że już od jakiegoś czasu zauważam próbę zdeprecjonowania mojej osoby w internecie. Dlaczego w internecie? Bo tutaj każdy jest bezkarny, i może napisać co mu ślina na język przyniesie, ukrywając się pod fałszywymi kontami. Czy to jest odwaga? Swoich internetowych hejterów spotkałem trzy razy na wystawach. Dwóch z nich przybiegło podać rękę, a trzecia pani fotograf, która wyzywała mnie od „grubasów” okazało się, że swój współczynnik BMI (wskaźnik masy ciała), miała dużo wyższy ode mnie. No cóż, prawdziwe życie, okazuje się dużo brutalniejsze, niż to wykreowane w alternatywnej rzeczywistości facebooka, gdzie każdy chce zabłysnąć wiedzą, mądrością i kreatywnością, by znów położyć się spać ubranym w swoją szarą piżamę zwaną rzeczywistością.
Tutaj poruszę kilka kwestii które dla zwykłego Kowalskiego nie są zrozumiałe. Na samym początku chciałbym pozdrowić hodowców, którzy w swoim życiu już coś osiągnęli, zbudowali dom, prowadzą firmy, a hodowla jest ich pasją i fascynacją. Z tego miejsca chciałem potwierdzić, że nigdy nie będziecie dla mnie konkurencją, a moje drzwi zwierzęcej fotografii którą cały czas rozwijam są dla Was zawsze otwarte. Ale dość tego słodzenia. Zajmijmy się tymi, dla których hodowla stała się pomysłem na życie, a szczeniaki talonem na spłatę kredytu za dom, czy wylotu na wakacje. Każdy z Was oglądał kiedyś wybory miss świata. Piękne kobiety, fryzury, świetny ruch na wybiegu, ale kiedy trzeba było powiedzieć coś do publiczności, to nie zawsze intelekt, wiedza i obycie szły w parze z urodą. Im bardziej obserwuję niektórych hodowców, to utwierdzam się, że sytuacja ze świata modelingu jest lustrzanym odbiciem. Naprawdę łatwiej nauczyć się chodzenia w ringu, gryzienia rękawa, czy czytania rodowodów pod kątem krycia niż historii tak ukochanej przez Was rasy? Czy miłość i pasja do zwierząt ukazana w zdjęciach na stój wrzucanych co 3 dni i 30 tytułach i osiągnięciach przodków Waszych zwierząt-przyjaciół to jest szczera miłość? Wymagania wobec owczarków hodowlanych są coraz większe. Badanie stawów w Niemczech z cyrklem i kątomierzem w dłoni, zaliczanie egzaminów BH, IPO, a co z hodowcami? Czy postawieniem sobie wysoko poprzeczki jest oddanie psa na stacjonarne szkolenie, żeby nie tracić cennego czasu? Oczywiście nie wrzucam wszystkich do jednego worka, ale jak na egzaminie prawa jazdy, powinny zostać wprowadzone testy z wiedzy o rasie i z genetyki. Czy naprawdę może być ktoś dobrym hodowcą, komu w szkole nie po drodze było z biologią? To nie jest atak. Broń Boże. To jest moja czysta ciekawość.
Dostałem kiedyś zlecenie fotografii owczarków w pozycji na stój. Wybrałem odpowiednią porę dnia (zdjęcia w pełnym słońcu nie wychodzą dobrze) i wykonałem zlecenie. Tak jak w życiu codziennym tak i fotografii kocham naturalność. Nigdy nie przerabiałem żadnych zdjęć, a o funkcjach Photoshopa wiem tyle co o lotach w kosmos. Jakież było moje zdziwienie kiedy po oddanie zdjęć poproszony zostałem o przerobienie kolorów, i wyciągniecie szybko opadającego zadu popularnemu reproduktorowi. Oddałem zdjęcia bez obróbki i to było moje ostatnie zlecenie na „stój”. Ja wiem, że w dobie instagrama prawie każdy retuszuje zdjęcia. Ale kiedy następnego dnia zobaczyłem zdjęcia psa o kolorze „krwi jelenia” stojącego na trawie koloru wody u wybrzeży Karaibów poddałem się. Kłamstwo goni kłamstwo.
Przytoczę jeszcze wiadomość od jednej z fanek, która zaciekawiona wystawami raz wybrała się na jedną z nich. ” Rzucanie psami w ringu, ciąganie za sierść, bo pies nie chce stać na stój, agresja wobec innych wystawców i obrzucanie się błotem bo nie umiem przegrywać. Czy to jest kur** pasja”?
Czuję, że po przytoczeniu tych faktów dopiero będzie burza. Oby nie z gradem, bo nie mam parasolki.
Każdy normalny człowiek chcąc się rozwijać szuka możliwości i sposobności ku temu. Dla mnie takim miejscem gdzie będę mógł rozwijać się, rywalizować i pracować z psami miał być Związek Kynologiczny w Polsce zrzeszony w FCI. Po to odszedłem z klubu i kupiłem psy z ZKwP, żeby iść do przodu. Kiedy zaczęła się cała nagonka na mnie w towarzystwie wzajemnej adoracji dostałem screeny postów pod którymi kilka osób publicznie pisze, że za to, że zamiast dać po sobie pluć, to odpowiadam im, sprawią, że jak to ładnie nazwali „dzięki swoim znajomościom wyjebią mnie z ZKwP”. Podobno obrażam innych hodowców? Serio? Czy ja tylko bronię się przed zawieją nienawiści ludzi, którzy nie mają ani argumentów, ani pomysłu na siebie. Popularność mojej hodowli i przekonań bardzo boli tych, którzy przestraszyli się, że zwykły pan Kowalski zacznie dopytywać, dlaczego psy u pana „Heńka” i „Grażyny” ciągle stoją w kojcach, pomimo tak świetnego pochodzenia, a u tego smarkacza z mlekiem pod nosem śpią w łóżkach i jeżdżą z nim na wakacje. Dlatego, że to #hodowlainnanizwszystkie. Teraz zostaje mi czekać, jak potoczy się sprawa kolesiostwa i jawnego grożenia wykluczeniem mnie z grona ZKwP, przez te „decyzyjne” osoby z facebooka.
Jak to mawiał Tomasz Hajto, truskawkę na torcie zostawiłem sobie na sam koniec. Boże jedyny, my Polacy to jesteśmy jednak naród wybrany, oświecony. Przeglądając wszystkie grupy owczarkowe można spotkać tylko samych specjalistów, którzy „zęby zjedli na owczarkach, ja hoduję już 30 lat”, misjonarzy nawracających mieczem tych niewiernych, którzy mają odmienne zdanie od nich samych, i frustratów życiowych, którym w życiu się nie udało, a w internecie mogą zabłysnąć chociaż na chwilę niczym spadająca gwiazda, czekając i zaciskując mocno kciuki na każde polubienie pod swoim „zabawnym” komentarzem.
Zgadnijcie których jest najwięcej? Jasne, że tych ostatnich. Kiedyś sprawiłem na tym blogu tekst pod tytułem czekając na sobotę, pisząc o tym, że mój wolny czas poświęcam w weekendy na wypad z moimi kluskami. Czy można mieć jakieś pasje ciągle przesiadując przez komputerem i czekając na kolejny post, żeby komuś „dopierdolić”, aż pójdzie im w pięty? Gdzie są porady, dobre słowo i pomoc? Milczałem długo, ale kiedy widzę chamstwo i prostactwo nic sobą nie reprezentujące, które potrafi w internecie wyzwać starszą panią od kur**, bo nie mając wiedzy dawała słabej jakości karmę swojemu psu, to nóż mi się w kieszeni otwiera. Dlaczego to wszystko napisałem? Dlatego, żebyście wiedzieli, że na żywo Ci ludzie mają masę kompleksów, brak pasji, zajęcia i charakteru do robienia czegolwiek pozytywnego. Potrafią tylko ukrywać się pod stworzonymi na potrzeby internetu kontami, bez zdjęcia i oszukiwać samego siebie, że są fajni i pozytywni. A gdy znów trzeba wstać rano i spojrzeć w lustro, łapie ich obrzydzenie do samego siebie.
„W domu źle, w kojcu też nie dobrze, wybieg to więzienie, dlaczego taka karma, skoro ta jest lepsza, po co suplementy? Podawaj inne. Jaka karma? Tylko BARF. BARF? Przecież to trzeba przeliczać. Kąpiel na wiosnę jest niewskazana. Nie dajesz psu się wykąpać? Przecież ograniczasz jego naturę” I wiele innych, po to tylko żeby zabłysnąć. A jak na koniec dnia zamykają okno komputera, wiedza tych „szpeców” o rasie owczarek niemiecki pozostaje nadal na poziomie „wilczura z OLX”.
Na koniec mam żal do siebie, że daję się wciągać w te przepychanki i utarczki słowne. Taki już niestety jestem, i nigdy, ale to przenigdy, nie udawałem że pada deszcz, gdy ktoś pluł mi lub innemu słabszemu w twarz. Czy mocny charakter to w dzisiejszych czasach wada, czy zaleta, oceńcie sami. Zamiast działać wspólnie, dzielić się wiedzą i pasją, to każdy wytacza swoje małe wojenki, aby tylko dowalić innemu.
Końcówka będzie taka, że zakończę te internetowe brednie o mnie jak Eminem w filmie 8 mila, kiedy podczas ostatniej rapowej bitwy, zamiast atakować swojego przeciwnika wyjawił całą prawdę o sobie, zamykając usta rywalowi. A więc słuchajcie uważnie bo powtarzać mi się nie chce.
Jestem gruby, niepokorny, czasem się nie ogolę do live-a, mam obskurny garaż, a przyjaciół mogę policzyć na palcach jednej ręki. Brak mi doświadczenia w prowadzeniu hodowli i wielkich sukcesów. Ale to nie za to mnie pokochali ludzie. Pokochali mnie za miłość do zwierząt i za to, że zawsze jestem i będę sobą, a na każdą krzywdę i potrzebę pomocy zwierzętom przychodziłem bez specjalnego zaproszenia.
Ps. Mam nadzieję, że czytając różne rzeczy w internecie nadal będziecie myśleć samodzielnie. Możecie być pewni jednego. Ze swojej obranej drogi nie zboczę nigdy, a krzywda zwierząt zawsze będzie mi bardziej bliska, niż krzywda ludzi.
Przemek z Hodowli Innej niż wszystkie.