Kolejny słoneczny weekend nie mógł obejść się bez kolejnego tekstu z serii – Z pamiętnika młodego hodowcy. Tak wiele tematów chciałbym poruszyć, ale jak to zwykle bywa, ograniczenia wolnego czasu biorą górę. Dobrze, że chociaż w weekend ,zmuszam się do tego, aby znaleźć chwilę i podzielić się z Wami moimi kolejnymi przemyśleniami.
Gdy przypomnę sobie siebie sprzed kilku lat, i porównam z tą osobą z dziś, to obraz załamuje się niczym w krzywym zwierciadle. I pomimo, że od małego, natura i zwierzęta były mi bardzo bliskie, to był moment w którym zatraciłem to co we mnie tkwiło najpiękniejszego – duszę. Dążenie do doskonałości, zarabiania coraz większych pieniędzy i imponowanie innym tym co się ma, a nie tym kim się jest, sprawiło, że zimny prysznic musiał nadejść prędzej czy później. Dziś dziękuję za to, że życie nauczyło mnie pokory, i odnalezienia wartości które dziś są dla mnie najważniejsze. Wcześniej bolesna lekcja życia, za którą obwiniałem cały świat, stała się dziś symbolicznym katharsis (oczyszczeniem), przed samym sobą, którym nigdy nie chciałem zostać.
Od kiedy poszedłem na swoje, obraz mojej osoby w lustrze zaczął się zmieniać, w kierunku jaki pamiętam z dzieciństwa – natura, zwierzęta, życie chwilą, i ciągłe dążenie do celu, nawet wtedy, gdy wiatr wieje w zupełnie inną stronę. Kiedy postanowiłem założyć hodowlę owczarków niemieckich długowłosych, nie sądziłem jakiego tempa i rozmachu nabierze projekt #hodowlainnanizwszystkie. Ci z Was którzy nie mieli styczności z kilkoma zwierzętami na utrzymaniu, nie mają nawet pojęcia ile potrzeba wyrzeczeń, aby spiąć wszystko do kupy. Dziś, gdy przypomnę sobie czasy, kiedy posiadałem kilkanaście par butów, w tym niektórych z nich ani razu nie założonych, kiedy przynajmniej raz w tygodniu musiałem być u fryzjera, a jadanie po knajpkach stało się codziennym rytuałem i widzę siebie obecnie, kiedy wracam z podwórka o 21:00 utytłany i zmęczony do tego stopnia, że czasem nie dam rady wejść do wanny, nie dowierzam tej zmianie priorytetów. Prowadzenie hodowli to ciężka i trudna praca, nawet wtedy kiedy stała się ona pasją. Pasją pod którą musisz ułożyć swoje dotychczasowe życie. Dzięki temu że pracuję zdalnie z domu, mam możliwość spędzać z moimi psami masę czasu. Nie muszą siedzieć w kojcach, kiedy przez kilkanaście godzin byłbym w pracy, co sprowadza się do tego, że spokojnie popracować mogę jedynie w nocy. Ciąg dnia przeplatany jest treningami, karmieniem tych młodszych szczeniąt w hodowli, ciągłym ulepszaniem wybiegu i podwórka, aby moje kluski miały godne warunki do życia.
Jak to wygląda z zewnątrz? Oddałem się pasji która tkwiła we mnie od dzieciństwa w 200%, a moje plany i marzenia zeszły na dalszy plan. Wymarzony remont domu zrobię dopiero wtedy, kiedy kluski będą miały jak w raju. Póki co, do tego jeszcze daleka droga, ale wierzę w to, że krok po kroku się uda. Ciągłe przeróbki wybiegu, kojców w którym kluski śpią w lato, wydają się niekończącą się historią pod względem poprawek jak i finansowania. Ale taki już jestem detalista. Mój kolega, z którym majsterkujemy ma mnie już serdecznie dość. Szpara milimetrowa potrafi mnie przyprawić o ból głowy. Serio. Jeszcze rok temu kryłem kojec onduliną, by w tym roku wydać znów masę pieniędzy na blachodachówkę. Gdzie jest w tym sens i logika? Jedna przeciekająca szpara w dachu zdecydowała, że tak być nie może. Może ja należę do tych “innych”, którzy myślą o zwierzętach w ten sam sposób co o ludziach. Przecież nie wytrzymałbym, gdyby obok mnie coś kapało z dachu. Inną historią jest to, że uwielbiam jak jest u mnie ładnie. A blachodachówka zrobiła naprawdę robotę pod względem estetycznym.
Jakie są plany na najbliższy miesiąc? Dokończyć bramę z desek oddzielającą podwórko, którą zamierzam jutro powiesić (czekam aż beton wyschnie przy słupkach), dokończyć kolejny kojec, i zamontować oświetlenie w środku wybiegu. Wakacje zapowiadają się naprawdę wyjątkowo pracowicie. Socjalizacja Cookie i Moki, treningi z Bella i Archibaldem, plus zdanie egzaminu BH, no i w końcu wracają wystawy. 1.08 jedziemy na pierwszą wystawę w tym roku, organizowaną na Słowacji. Będzie się działo. A gdzie w tym wszystkim jestem ja, skoro cały wolny czas poświęciłem rozwijaniu hodowli? Odnalazłem coś, co daje mi szczęście, spokój i w końcu wiem, że robię to co kocham. Nowe buty, kolejny zegarek i wakacje za granicą na razie dla mnie nie muszą istnieć – bo dla moich psów oddałbym wszystko. A jest jeszcze masa innych zwierząt którym trzeba pomóc. Dla nich wszystko!
Aby śledzić co u nas zasubskrybujcie nasz kanał youtube – Z Nadbużańskiej Doliny, gdzie w czasie vlogów opowiadam co u nas się aktualnie dzieje. Do zobaczenia już za tydzień.